Były polityk PiS o niejasnych związkach z WSI, były minister sprawiedliwości, który bronił kłamstwa smoleńskiego, były działacz Samoobrony i niekompetentny, nielojalny eurodeputowany – takie tuzy naszej polityki chcą wspólnie z Przemysławem Wiplerem wstrząsnąć polską sceną polityczną. Choć Polska Razem wygląda na kolejny twór służb specjalnych, od początku nie może trafić do wyborców i w sondażach wypada kiepsko.
Jarosław Gowin od kilku tygodni demonstruje w mediach umiarkowany optymizm. Przy każdej okazji stara się udowodnić, że do jego nowego ugrupowania wstępują kolejne siły. 7 grudnia, podczas zjazdu założycielskiego nowej partii, Gowin poinformował, że poparło go właśnie Stowarzyszenie Młodzi Demokraci, skupiające młodych sympatyków Platformy Obywatelskiej. Wcześniej poparcie dla niego zadeklarowało ponad 50 działaczy PO na Mazowszu i Podkarpaciu.
– Podczas mojej kampanii „Godzina dla Polski” poparcia udzieliła mi duża grupa młodych działaczy Platformy skupionych w Stowarzyszeniu Młodzi Demokraci. Dzisiaj, kiedy rozpoczynam nową inicjatywę polityczną, ci młodzi działacze Platformy podjęli decyzję o przyłączeniu się do tej inicjatywy – powiedział Gowin na konferencji prasowej w Sejmie. Według niego fakt, że kilkudziesięciu działaczy Młodych Demokratów zdecydowało się poprzeć jego projekt, jest dowodem na to, że w polityce liczą się nie tylko interesy i kariera, ale że najważniejsza jest wierność programowi.
Umiarkowane sondaże
Przejście części dotychczasowych działaczy Młodych Demokratów i niespełnionych polityków PO niekoniecznie musi oznaczać ich troskę o Polskę. Bardziej chodzić może o karierowiczostwo. Większość nowych zwolenników partii Gowina niekoniecznie musi dążyć do poprawy losów kraju, a bardziej może liczyć na korzyści i w odpowiednim momencie próbuje opuścić bankrutującą Platformę i związać się z kimś, kto bez uszczerbku dla ich karier może przejąć w Polsce władzę. Taki scenariusz niekoniecznie musi przekładać się na zaufanie do nowej partii. Dowodzą tego zresztą sondaże umieszczające ją w okolicy progu wyborczego. W pierwszej połowie września nowe ugrupowanie z wynikiem 7% weszłoby do Sejmu, deklasując Polskie Stronnictwo Ludowe i partię Janusza Palikota. Potem jednak poparcie dla nowej formacji systematycznie spadało, plasując ją z wynikiem 4,1% nawet za Kongresem Nowej Prawicy (4,4%). W pierwszej połowie grudnia sondaże znowu odbiły i partia Gowina ponownie – tym razem z wynikiem 6,6% – znalazła się powyżej progu wyborczego (sondaż CBOS). Sondaż był o tyle ciekawy, iż wykazał, że nowe ugrupowanie odebrało poparcie PiS-owi, a nie PO, zmniejszając w ten sposób dystans między obydwiema czołowymi partiami.
Naturalne połączenie
Przemysław Wipler – prezes stowarzyszenia Republikanie – 3 czerwca odszedł z PiS i zapowiedział utworzenie nowego ugrupowania, które miało promować m.in. wolność gospodarczą, deregulację i ograniczenie biurokracji. Naturalnym dla niego kandydatem stał się Jarosław Gowin, który we wrześniu wystąpił z Platformy Obywatelskiej. Wcześniej przegrał batalię o OFE (sprzeciwiał się przeniesieniu pieniędzy z OFE do ZUS-u), odszedł z funkcji ministra sprawiedliwości, a w wyborach wewnętrznych w PO przegrał walkę o przywództwo z Donaldem Tuskiem (premier pozostał przewodniczącym).
Sojusz Gowina i Wiplera stał się więc kwestią czasu. Jesień 2013 roku minęła na zakulisowych rozmowach i negocjacjach, których zwieńczeniem było powołanie nowej partii. Do ugrupowania natychmiast dołączyli: eurodeputowany Marek Migalski, była posłanka PiS Elżbieta Jakubiak, Paweł Poncyliusz, Kazimierz Jaworski i Wojciech Mojzesowicz. Czy inicjatywa tworzona przez takich ludzi ma szanse zmienić coś w Polsce? Czy może jest to kolejna transformacja polityczna, która ma utrzymać status quo?
Sami swoi
Pamiętajmy, że Paweł Kowal – były wiceminister spraw zagranicznych – miał zostać zarejestrowany przez Wojskowe Służby Informacyjne jako tajny współpracownik o pseudonimie „Pallad”. W lutym 2007 roku „Dziennik” napisał, że od 2003 roku Kowal był współpracownikiem wywiadu wojskowego, któremu udzielał informacji na temat krajów postsowieckich. Gdy w 2007 roku sprawa wyszła na jaw, sam Kowal (był wówczas wiceprzewodniczącym PiS) potwierdził, że podpisał zobowiązanie do zachowania tajemnicy. Według jego wersji, był nagabywany przez WSI, ale odmówił współpracy. Sprawa miała wywołać konflikt miedzy osobami odpowiedzialnymi w rządzie PiS za likwidację wojskowych służb specjalnych. Nieprzypadkowy wydaje się też termin publikacji w „Dzienniku” – krótko po odtajnieniu raportu Macierewicza. Czyżby była to zemsta wojskowych specsłużb za ujawnienie ich agentury i sygnał wysłany do PiS, że WSI mogą ujawnić jeszcze innych agentów powiązanych z tą partią?
Po wystąpieniu z PiS Paweł Kowal utworzył ugrupowanie Polska Jest Najważniejsza (PJN), w czym pomagała mu była szefowa gabinetu Lecha Kaczyńskiego i była minister sportu – Elżbieta Jakubiak oraz była szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego – Joanna Kluzik-Rostkowska. Dziś w czynnej polityce jest tylko ta ostatnia. Z PJN przeszła bowiem do Platformy Obywatelskiej, z ramienia której pełni dziś funkcję ministra edukacji. Jako szefowa tego resortu Kluzik-Rostkowska (dawniej znana z wypowiedzi proaborcyjnych) kontynuuje antycywilizacyjną politykę swoich poprzedniczek, m.in. w przymusowym wdrażaniu w polskich szkołach seksedukacji.
Z kolei Marek Migalski – również budowniczy PJN – zrobił karierę polityczną jako politolog, który przez lata popierał PiS, w zamian za co Jarosław Kaczyński pozwolił mu wystartować do Europarlamentu z list swojej partii. Współpraca obu panów skończyła się, gdy Migalski napisał do Kaczyńskiego list otwarty, w którym skrytykował jego politykę.
Z kolei Wojciech Mojzesowicz działał przez lata w Samoobronie, której lider – Andrzej Lepper – głosił skrajnie populistyczne i antyrynkowe hasła, domagając się m.in. 70-procentowego podatku dochodowego od najbogatszych.
Mojzesowicz swoją karierę polityczną zaczynał w komunistycznym Związku Młodzieży Wiejskiej, skąd przeszedł do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Z PSL przeniósł się z kolei do „Samoobrony”. W 2005 roku wystąpił z „Samoobrony” i przyłączył się do PiS. W lipcu 2007 roku, po wybuchu „afery rolnej”, został ministrem rolnictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W listopadzie 2010 roku wystąpił z PiS i wszedł w skład partii Polska Jest Najważniejsza, a trzy lata później przyłączył się do Polski Razem.
Z kolei senator Kazimierz Jaworski – wieloletni wójt gminy Chmielnik – był przez lata członkiem PiS i senatorem z ramienia tej partii, a w latach 2006-2007 był doradcą premiera Kaczyńskiego do spraw rolnictwa i rozwoju wsi. W 2011 roku z ramienia PiS wszedł do Sejmu, ale swoją partię wkrótce opuścił, przechodząc do Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. W marcu 2012 roku został nawet wiceprzewodniczącym partii. Ugrupowanie opuścił w grudniu 2013 roku, by przejść do Polski Razem.
Zaś Jarosław Gowin – jako minister sprawiedliwości – zajmował się również legitymizowaniem kłamstwa smoleńskiego. Najpierw, w maju 2010 roku – jako poseł PO – poparł uchwałę, na podstawie której rząd Polski zgodził się na to, by śledztwo w sprawie katastrofy przejęła Rosja, co zaowocowało publikacją kłamliwej „wersji Anodiny”. Później, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, Gowin wyśmiewał tych, którzy nie wierzą w prawdziwość rosyjskiej wersji o zderzeniu z brzozą. Działo się to wtedy, gdy wersja o „pancernej brzozie” posypała się jak domek z kart. – Zamachu nie było i dla wszystkich racjonalnie myślących ludzi jest to oczywiste. (…) Przedstawiciele rządu udzielili chyba 200 tys. wypowiedzi dementujących pogłoski o zamachu. Sam pewnie parę tysięcy razy na ten temat mówiłem, to co jeszcze możemy zrobić? Jeżeli popełniliśmy błąd, teraz mówię nie o rządzie, tylko o Platformie, to polegał on na tym, że po 10 kwietnia nie podjęliśmy próby budowy własnego mitu smoleńskiego – mówił Gowin. Gdy w Polsce Ruch Narodowy zaczął rosnąć w siłę, były minister sprawiedliwości i jemu nie szczędził słów krytyki, przy czym ograniczał ją jedynie do inwektyw („skrajna prawica”).
Tajna rola tajnych służb
W jednym z wywiadów prasowych, już po wystąpieniu z PiS, Przemysław Wipler stwierdził, że nie dostrzega zbyt dużej roli służb specjalnych i ich wpływu na rzeczywistość. Z wypowiedzi Wiplera wynikało, że pogłoski o wszechwładnej roli tajnych służb to mity nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Mówił to ten sam Wipler, który w kwietniu 2013 – jeszcze jako poseł PiS – nie szczędził tajnym służbom krytyki z powodu ich zaniechań w związku z tzw. gazociągiem jamalskim. W tym kontekście ciekawie wygląda sprawa pobicia posła Wiplera przez policję, co mogło, ale nie musiało być formą ostrzeżenia wysłanego mu przez tajne służby.
Analizując powstanie Polski Razem, można dojść do wniosku, że tworzą ją ludzie, którzy mają za sobą członkostwo w innych partiach, głoszących inne niż ugrupowanie Gowina poglądy. To prowadzi do wniosku, że ludzie ci nie są zainteresowani ani Polską, ani programem, a jedynie własną karierą. I że tak samo szybko jak poparli Gowina, mogą wystąpić przeciwko niemu i założyć kolejne ugrupowanie. Z kolei tak samo jak będą wspierać reformy prorynkowe, mogą je zatrzymać, jeśli będzie tego wymagał interes ich karier. Trudno uwierzyć, by deregulacyjne i prorynkowe pomysły Wiplera poparła np. Elżbieta Jakubiak (zasłynęła kiedyś wypowiedzią, że podstawą gospodarki nie jest przedsiębiorca płacący podatki, tylko urzędnik, który wydaje mu dowód osobisty umożliwiający rejestrację firmy), a zmiany prawne Gowina ograniczające biurokrację poparł senator Jaworski – do niedawna członek skrajnie lewicowej i etatystycznej Solidarnej Polski.
Można raczej dość do wniosku, że Polska Razem została założona z inicjatywy bezpieki, by wypełnić lukę po tonącej Platformie Obywatelskiej w taki sposób, aby utrzymać w Polsce status quo. Po nieuchronnym upadku PO jej członkowie i sympatycy będą próbować utrzymać się w polityce, na co sposobem może być przyłączenie się do partii Gowina.
Hasła wolnorynkowe i deregulacyjne są w tej sytuacji magnesem, który ma zapewnić poparcie drobnych przedsiębiorców, nie chcących głosować na Palikota. Hasła wolnorynkowe nie przejdą w kluczowym momencie, bo zablokuje je frakcja etatystyczna. Z kolei szefostwo partii ma być gwarantem kłamstwa smoleńskiego (Gowin) i – być może – nieruszania służb specjalnych (Wipler, Kowal, Poncyljusz). Wszystko to oznacza, że Polska Razem – jeśli wejdzie do Sejmu w miejsce tonącej Platformy – będzie utrzymywać status quo. To oznacza, że nic się nie zmieni. W końcu nie od dziś wiadomo, że wiele musi się zmienić, aby wszystko zostało po staremu.
wiecej
{ 0 komentarze... » Polska Razem czyli przebierańcy? read them below or add one }
Prześlij komentarz